Lubią wtrząchnąć kanapkę ze zdrowym kawałem szynki, chociażby w samochodzie, tuż przed meczem ukochanego GAA, zagryzając chrupkami Tayto o smaku cebulowo-serowym lub herbatnikiem posmarowanym grubo masłem. Przed robotą spluwają w ręce, a przed obiadem – najlepiej wielką michą gulaszu – zacierają je z radością. Zaczynają rozmowę od „Do ya know whos dead?,” krzyczą z radości „Yeeeooo,” i mówią rzeczy w stylu „Arra fer Jaysus sake?” lub „Well, Holy God ... will ya look at that!;” wydają z siebie głębokie „aaah” po pierwszym „sup of tae.” Ich ulubiona piosenkarka to Shania Twain. I z lubością wciągają woń kiszonki.
Nie lubią wina i odtłuszczonego mleka, krykieta, i Eminema. Rozpaczają podczas „loosin ta Cork” lub, gdy Dublin wygrywa w konkursie „Rose of Tralee.” Budżet, podatki, wypisywanie czeków i ceny diesla to dla nich zło konieczne. A w większym mieście czują się nieswojo. O kim mowa? To oczywiście „culchies,” ochrzczeni tak, w nieco pogardliwy sposób, przez „miastowych” („mulchies”) mieszkańcy irlandzkiej prowincji. Co ciekawe, zdania na temat pochodzenia samego terminu są podzielone, nawet wśród opinii publicznej rodem z Irlandii.
Niektórzy twierdzą, że to swoiste przezwisko wymyślili mieszkańcy miejscowości Edenderry, położonej w środkowej części kraju, gdzie w pierwszej połowie XX wieku zaczęli się osiedlać przybysze z hrabstw Mayo i Donegal. Według ich teorii określenie „culchies” pochodzi od irlandzkiego coill – las, w liczbie mnogiej coillte. Z historycznego punktu widzenia wyglądało to mniej więcej tak: na mocy ustawy z 1 czerwca 1945, ludność wywodząca się głównie z miejscowości Kiltimagh (Coillte Mach) w hrabstwie Mayo zaczęła stopniowo osiedlać się w środkowej części kraju. Ustawa, o angielskiej nazwie Turf Development Act, miała bowiem regulować produkcję, dystrybucję oraz dostawę torfu – cennego materiału opałowego – na terenie całego kraju. Nad właściwą realizacją postanowień czuwać miała specjalnie powołana do tego celu komisja Bord Na Móna. A „culchies” przecież nie cierpią mokrego torfu.
Zaprzeczeniem powyższej tezy był opublikowany 24 listopada 1997 roku w dzienniku Irish Times artykuł T.J. O’Keeffe, w którym autor wyjaśniał niemalże z oburzeniem: „W latach 30 i 40 XX wieku zwykliśmy wmawiać dublińczykom, że pochodzimy z Cúl Siar Amach. Staliśmy się przez to budzącymi grozę Culchies... Kto, na litość boską, wymyślił tę bzdurę z Kiltimagh?”
Coś w tym jednak musiało być, jako że określenie „culchie” podobno – według kolejnej teorii – powstało w latach 40 XX wieku na uniwersytecie w Galway, gdzie używano go w odniesieniu do studentów wydziału rolniczego.
Z kolei Paul Gallagher, również dziennikarz Irish Times twierdzi, że wbrew pozorom prawdziwy „culchie” to „sprytny osobnik przechytrzający tych, którzy niedoceniają jego możliwości.”
W 1999 roku w dzienniku Sunday Tribune Leanne Thrust zastosowała po raz pierwszy na forum publicznym neologizm „culchiedom,” który w wolnym tłumaczeniu oznaczać mógłby tyle co polskie „wieśniactwo,” lub „buractwo,” itp., tyle że z okolic Navan. A przecież równie dobrze mogłoby chodzić o zwykłe uprawy („culture/cultivation”), bo kiszonka wydziela zapach, który „culchies” lubią najbardziej...
Copyright © ProZ.com, 1999-2024. All rights reserved.