This site uses cookies.
Some of these cookies are essential to the operation of the site,
while others help to improve your experience by providing insights into how the site is being used.
For more information, please see the ProZ.com privacy policy.
This person has a SecurePRO™ card. Because this person is not a ProZ.com Plus subscriber, to view his or her SecurePRO™ card you must be a ProZ.com Business member or Plus subscriber.
Affiliations
This person is not affiliated with any business or Blue Board record at ProZ.com.
Open to considering volunteer work for registered non-profit organizations
Payment methods accepted
Visa
Portfolio
Sample translations submitted: 1
German to Polish: Franz Kafka, Vor dem Gesetz General field: Art/Literary Detailed field: Poetry & Literature
Source text - German Vor dem Gesetz steht ein Türhüter. Zu diesem Türhüter kommt ein Mann vom Lande und bittet um Eintritt in das Gesetz. Aber der Türhüter sagt, daß er ihm jetzt den Eintritt nicht gewähren könne. Der Mann überlegt und fragt dann, ob er also später werde eintreten dürfen. „Es ist möglich,“ sagt der Türhüter, „jetzt aber nicht.“ Da das Tor zum Gesetz offen steht wie immer und der Türhüter beiseite tritt, bückt sich der Mann, um durch das Tor in das Innere zu sehen. Als der Türhüter das merkt, lacht er und sagt: „Wenn es dich so lockt, versuche es doch trotz meines Verbotes hineinzugehen. Merke aber: Ich bin mächtig. Und ich bin nur der unterste Türhüter. Von Saal zu Saal stehen aber Türhüter, einer mächtiger als der andere. Schon den Anblick des Dritten kann nicht einmal ich mehr ertragen.“ Solche Schwierigkeiten hat der Mann vom Lande nicht erwartet; das Gesetz soll doch jedem und immer zugänglich sein, denkt er, aber als er jetzt den Türhüter in seinem Pelzmantel genauer ansieht, seine große Spitznase, den langen, dünnen, schwarzen tartarischen Bart, entschließt er sich doch lieber zu warten, bis er die Erlaubnis zum Eintritt bekommt. Der Türhüter gibt ihm einen Schemel und läßt ihn seitwärts von der Tür sich niedersetzen. Dort [2b] sitzt er Tage und Jahre. Er macht viele Versuche eingelassen zu werden und ermüdet den Türhüter durch seine Bitten. Der Türhüter stellt öfters kleine Verhöre mit ihm an, fragt ihn über seine Heimat aus und nach vielem andern, es sind aber teilnahmslose Fragen, wie sie große Herren stellen, und zum Schlusse sagt er ihm immer wieder, daß er ihn noch nicht einlassen könne. Der Mann, der sich für seine Reise mit vielem ausgerüstet hat, verwendet alles, und sei es noch so wertvoll, um den Türhüter zu bestechen. Dieser nimmt zwar alles an, aber sagt dabei: „Ich nehme es nur an, damit du nicht glaubst, etwas versäumt zu haben.“ Während der vielen Jahre beobachtet der Mann den Türhüter fast ununterbrochen. Er vergißt die andern Türhüter und dieser erste scheint ihm das einzige Hindernis für den Eintritt in das Gesetz. Er verflucht den unglücklichen Zufall, in den ersten Jahren rücksichtslos und laut, später als er alt wird, brummt er nur noch vor sich hin. Er wird kindisch und da er in dem jahrelangen Studium des Türhüters auch die Flöhe in seinem Pelzkragen erkannt hat, bittet er auch die Flöhe ihm zu helfen und den Türhüter umzustimmen. Schließlich wird sein Augenlicht schwach und er weiß nicht, ob es um ihn wirklich dunkler wird oder ob ihn nur seine Augen täuschen. Wohl aber erkennt er jetzt im Dunkel einen Glanz, der unverlöschlich aus der Türe des [3] Gesetzes bricht. Nun lebt er nicht mehr lange. Vor seinem Tode sammeln sich in seinem Kopfe alle Erfahrungen der ganzen Zeit zu einer Frage, die er bisher an den Türhüter noch nicht gestellt hat. Er winkt ihm zu, da er seinen erstarrenden Körper nicht mehr aufrichten kann. Der Türhüter muß sich tief zu ihm hinunterneigen, denn der Größenunterschied hat sich sehr zu ungunsten des Mannes verändert. „Was willst du denn jetzt noch wissen?“ fragt der Türhüter, „du bist unersättlich.“ „Alle streben doch nach dem Gesetz,“ sagt der Mann, „wieso kommt es, daß in den vielen Jahren niemand außer mir Einlaß verlangt hat?“ Der Türhüter erkennt, daß der Mann schon an seinem Ende ist und, um sein vergehendes Gehör noch zu erreichen, brüllt er ihn an: „Hier konnte niemand sonst Einlaß erhalten, denn dieser Eingang war nur für dich bestimmt. Ich gehe jetzt und schließe ihn.
Translation - Polish Przed Prawem stoi dozorca. Ze wsi przychodzi do niego mężczyzna i prosi o pozwolenie na wejście. Dozorca informuje, że nie może go wpuścić. Mężczyzna zastanawia się chwilę i pyta, czy będzie mógł wejść później. „Możliwe” – odpowiada dozorca – „ale jeszcze nie teraz”. Jako, że prowadzące do Prawa drzwi są otwarte, a dozorca stoi obok, mężczyzna nachyla się i zagląda do środka. Zauważywszy to, dozorca zaczyna się śmiać i mówi: „Skoro aż tak ci zależy – próbuj – wbrew moim zakazom. Zapamiętaj jednak: jestem potężny. A jestem jedynie podrzędnym dozorcą. W każdej sali napotkasz następnych, a każdy będzie potężniejszy od poprzedniego. Widoku trzeciego nawet ja nie jestem w stanie znieść”. Mężczyzna nie spodziewa się takich trudności. Uważa, że Prawo powinno być dostępne dla każdego, o każdej porze – ale potem patrzy raz jeszcze na dozorcę – na jego skórzany płaszcz, posępny orli profil i gęsty tatarski zarost – i postanawia wstrzymać się jeszcze na chwilę. Dozorca oferuje mu taboret i pozwala usiąść przy drzwiach.
Siedzą tak razem przez lata. W tym czasie mężczyzna ponawia próby dostania się do wnętrza i zadręcza dozorcę swoimi prośbami. Czasami dozorca przeprowadza z nim krótkie wywiady – wypytuje o pochodzenie i o wiele innych niepowiązanych ze sobą spraw (tak dyskutują ludzie kultury) – by zawsze ostatecznie oświadczyć, że nie może go wpuścić. Mężczyzna jest dobrze przygotowany do swojej wyprawy. Wszystko, co zdaje mu się mieć jakąkolwiek wartość, oferuje dozorcy. Dozorca przyjmuje prawie wszystko, mówiąc: „Biorę to tylko po to, byś nie myślał, że coś zostało pominięte”. Podczas tych długich lat mężczyzna obserwuje dozorcę niemal nieprzerwanie. Zapomina o innych dozorcach. Pierwszy jest jego główną przeszkodą. Początkowo głośno przeklina swój los. Na starość mamrocze już tylko do siebie. Robi się przy tym coraz bardziej dziecinny. Zaznajamia się z pchłami zamieszkującymi skórzany płaszcz dozorcy i prosi je, by spróbowały pomóc mu zmienić jego zdanie. Wzrok mężczyzny stopniowo się pogarsza. Nie wie, czy to jego oczy, czy naprawdę się ściemnia. Ale nawet w mroku jest w stanie dostrzec błysk wyzierającego zza drzwi Prawa. Mężczyzna umiera ze starości. Do samej śmierci zbiera w głowie wszystkie swoje wątpliwości w jedno pytanie, którego wciąż nie ośmielił się zadać. Jego krzepnące ciało nie jest zdolne do niczego ponad skinienie dłonią. W odpowiedzi dozorca kłania mu się głęboko. Przez lata powiększyła się między nimi różnica wzrostu. „Co jeszcze chcesz wiedzieć?” – pyta dozorca – „nie znasz umiaru”. „Podobno wszyscy pragną Prawa,” – odpowiada mężczyzna – „dlaczego więc przez te długie lata, nikt poza mną nie próbował tam wejść?”. Dozorca dobrze wie, że mężczyzna zaraz umrze. Nachyla się do jego ucha i szepcze: „Nikt poza tobą tu nie przyszedł, bo to twoje wejście. Przepraszam, ale muszę już zamknąć”.